Pokazywanie postów oznaczonych etykietą delicje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą delicje. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 grudnia 2010

This Christmas

No właśnie - te Święta. Jakie będą? Na pewno inne, bo nie spodziewałam się, że spędzę je z dala od domu. Jestem w Norwegii już 3 miesiące. To zadziwiające, jak czas szybko leci. Wiele się wydarzyło w moim życiu w ostatnim czasie i pewnie wiele jeszcze się wydarzy. Tegoroczna Gwiazdka to będzie "coś". Ludzie, z którymi ją spędzę na pewno sprawią, że okaże się niezapomniana :) 

Dziś nie będzie ubrań, za to kilka zdjęć z bożonarodzeniowego jarmarku w Trondheim. Oczywiście najciekawszym stoiskiem było to z czerwono białymi lizakami poskręcanymi w fantazyjne spiralki albo wygiętymi w kształt laseczki ;) Życzę sobie i wszystkim czytającym tego bloga, żeby nadchodzące Święta były równie kolorowe i pełne słodkich chwil. Oby marzenia się spełniły! :)  

English: Well - this Christmas. How it will be? Certainly different, because I did not expect to spend Christmas away from home. I'm in Norway from 3 months. It's amazing how quickly time flies. A lot has happened in my life recently, and probably many more would happen. This year's Christmas it will be "something". People with whom I'll spend it make that it will be unforgettable :)

Today's post will be without clothes, it will be a few pictures from the Christmas Market in Trondheim. Of course, the most interesting booth was the red and white swirled lollipops in fancy spirals or bent in the shape of the rod;) I hope that the upcoming Christmas will be as colorful and full of sweet moments. Let the dreams come true! :)
Ania





fot. Ania

środa, 4 sierpnia 2010

Kierunek - Woodstock

Mimo, że Woodstock to nie Glastonbury i modowych trendsetterów próżno tam szukać, to jednak festiwal organizowany przez fundację Jurka Owsiaka ma swój niepowtarzalny charakter i pewien urok. Jadąc tam po raz pierwszy trzeba się przygotować na zupełnie nowe wrażenia, smaki, obrazy, widoki, muzykę i mnóstwo kurzu. Wmieszawszy się w tłum udało mi się podpatrzeć jak wyglądają i podsłuchać co mówią o festiwalu jego uczestnicy. Tegorocznym ciuchowym hitem, zresztą podobnie jak w latach ubiegłych, były ciężkie, wojskowe buty – glany, które noszone były do wszystkiego przez większość uczestników festiwalu. Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni wybierali to ciężkie obuwie, bo jak mówili – muzyka, której słuchają wymaga twardego stąpania po ziemi. Rzeczywiście, glany to jedne z najbardziej trwałych i prawie niezniszczalnych butów. To trafny wybór, zwłaszcza na okazję taką jak Woodstock, gdzie tony kurzu dawno zniszczyłyby delikatne baleriny, czy nawet dobre sportowe obuwie, nie wspominając już o ryzyku złamania palca czy skręcenia kostki podczas skakania pod sceną. Jednak nie wszyscy wybierali bezpieczny i niewyróżniający się strój. Sporo było takich, którzy mieli ochotę poszaleć i przebrać się np. za supermena czy królika, a na dokładkę oblać się czekoladą. W końcu trochę słodyczy w życiu nikomu jeszcze nie zaszkodziło ;)






Moim osobistym woodstockowym faworytem była wioska Kryszny z namiotami, w których odbywały się wykłady z astrologii czy wegetarianizmu, odprawiane były mantry albo sprzedawano bardzo tanie i przy tym bardzo dobre wegetariańskie jedzenie. U Kryszny przymierzyłam też po raz pierwszy szarawary, jednak nie zdecydowałam się na zakup. Może jeszcze do tego nie dojrzałam… ;)








Tumany kurzu unoszące się pod sceną i na całym polu namiotowym, brak czystych toalet i pryszniców, śmieci walające się pod nogami to te gorsze strony festiwalu, jednak obecność kilkuset tysięcy ludzi udowadnia, że ekstremalne warunki nie są im straszne. Jeden z uczestników festiwalu powiedział  mi zupełnie wprost, że czuje się tu jak we śnie, oderwany od prawdziwego, szarego życia. Może coś w tym jest? Ja na pewno chciałabym tam wrócić jeszcze raz, za rok.
Ania




fot. Piotrek, Ania

niedziela, 30 maja 2010

Od początku


Dogadałyśmy szczegóły, ustaliłyśmy role, zaczynamy tworzyć. Nie liczymy na wyrozumiałość, liczymy na własne umiejętności, gust i odrobinę artystycznego zacięcia. Co z tego wyniknie? Oby coś dobrego, coś z happy endem. Witamy, z tej strony Paulina (Sofia) i Ania. Komentujcie, krytykujcie, ale przede wszystkim – oglądajcie. Pokażemy własny punkt widzenia na sztukę, którą może być moda, dobre jedzenie, ciekawa wystawa czy zwykły, szary blok. Sztuka jest kobietą! A kto zrozumie kobietę lepiej, niż druga kobieta?



Dzisiejsze zdjęcia to efekt pierwszego podejścia do naszej współpracy. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że chcemy coś razem robić. Pomysł przyszedł później. Jedno ze zdjęć inspirowane jest surrealistyczną fotografią Man Raya, zgadniecie które?

fot. Sofia