Mimo, że Woodstock to nie Glastonbury i modowych trendsetterów próżno tam szukać, to jednak festiwal organizowany przez fundację Jurka Owsiaka ma swój niepowtarzalny charakter i pewien urok. Jadąc tam po raz pierwszy trzeba się przygotować na zupełnie nowe wrażenia, smaki, obrazy, widoki, muzykę i mnóstwo kurzu. Wmieszawszy się w tłum udało mi się podpatrzeć jak wyglądają i podsłuchać co mówią o festiwalu jego uczestnicy. Tegorocznym ciuchowym hitem, zresztą podobnie jak w latach ubiegłych, były ciężkie, wojskowe buty – glany, które noszone były do wszystkiego przez większość uczestników festiwalu. Dziewczyny i chłopaki, kobiety i mężczyźni wybierali to ciężkie obuwie, bo jak mówili – muzyka, której słuchają wymaga twardego stąpania po ziemi. Rzeczywiście, glany to jedne z najbardziej trwałych i prawie niezniszczalnych butów. To trafny wybór, zwłaszcza na okazję taką jak Woodstock, gdzie tony kurzu dawno zniszczyłyby delikatne baleriny, czy nawet dobre sportowe obuwie, nie wspominając już o ryzyku złamania palca czy skręcenia kostki podczas skakania pod sceną. Jednak nie wszyscy wybierali bezpieczny i niewyróżniający się strój. Sporo było takich, którzy mieli ochotę poszaleć i przebrać się np. za supermena czy królika, a na dokładkę oblać się czekoladą. W końcu trochę słodyczy w życiu nikomu jeszcze nie zaszkodziło ;)
Moim osobistym woodstockowym faworytem była wioska Kryszny z namiotami, w których odbywały się wykłady z astrologii czy wegetarianizmu, odprawiane były mantry albo sprzedawano bardzo tanie i przy tym bardzo dobre wegetariańskie jedzenie. U Kryszny przymierzyłam też po raz pierwszy szarawary, jednak nie zdecydowałam się na zakup. Może jeszcze do tego nie dojrzałam… ;)
Tumany kurzu unoszące się pod sceną i na całym polu namiotowym, brak czystych toalet i pryszniców, śmieci walające się pod nogami to te gorsze strony festiwalu, jednak obecność kilkuset tysięcy ludzi udowadnia, że ekstremalne warunki nie są im straszne. Jeden z uczestników festiwalu powiedział mi zupełnie wprost, że czuje się tu jak we śnie, oderwany od prawdziwego, szarego życia. Może coś w tym jest? Ja na pewno chciałabym tam wrócić jeszcze raz, za rok.
Ania
fot. Piotrek, Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz