wtorek, 23 listopada 2010

Winter could be nice

Przyznaję - bałam się norweskiej zimy. Historie krążące wokół siarczystych mrozów, zasypanych śniegiem dróg, wiecznej ciemności i unoszącej się wciąż wokół atmosfery tajemnicy i grozy powodowały u mnie skurcze żołądka i strach przed czymś nieznanym, a przecież nadchodzącym nieodwołalnie. Jednak jak zwykle "takie" historie, to tylko historie, mity, bajdy i legendy. Nie mają zbyt dużego związku z prawdą. Owszem - mrozy są, ale nie różnią się zbyt wiele od polskich mrozów, za wyjątkiem tego, że przychodzą wcześniej, bo już w listopadzie bywa, że temperatura spada poniżej 10 stopni Celsjusza. Zasypane śniegiem drogi? Oczywiście są, ale trzeba mocno się natrudzić, żeby trafić na szosę, która z powodu obfitych opadów białego puchu została zamknięta. Mieszkając w mieście, nie grozi mi więc komunikacyjny paraliż. A co z wieczną ciemnością? To rzeczywiście nie jest tylko półprawda, ponieważ codziennie niestety jest coraz ciemniej. Słońce wschodzi około 9.00, zachodzi blisko 15.00. Dni zwykle są bardzo słoneczne, ale też bardzo krótkie, dlatego kiedy tylko mogę, korzystam z uroków słonecznej i naprawdę pięknej, norweskiej zimy. Spacery z przecudnymi widokami trochę rekompensują deficyt słońca. Atmosfery grozy i tajemnicy jeszcze tu nie doświadczyłam. Ludzie są otwarci, mili i pomocni, a ja czuję się tu po prostu bezpiecznie.

Oswajanie z nową rzeczywistością idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Jednak widzę nieustający progres. Ostatnio udało mi się znaleźć kilka secondhandów ;) Różnią się od polskich, ponieważ wszystkie działają pod wspólnym szyldem - Fretex, a dostać w nich można nie tylko ubrania i dodatki, ale także naczynia, sprzęty gospodarstwa domowego, meble, zabawki dla dzieci, książki, płyty winylowe i inne temu podobne wartościowe starocie. W jednym z takich Fretexów udało mi się kupić... odkurzacz. Hahaha, czy to nie jest przypadkiem blog o ciuchach? :) Jest, jest i właśnie teraz o ciuchach wspomnę. W Trondheim nie kupiłam jeszcze żadnej nowej części garderoby. Noszę ubrania przywiezione z Polski i wciąż cierpię na ich niedobór. Dlatego, kiedy niecałe 2 tygodnie temu trafiłam na Loppemarked (pchli targ), nikt nie był w stanie mnie stamtąd wyciągnąć do momentu kiedy nie obejrzałam wszystkiego. A było tam rzeczywiście wszystko! Ja skupiłam się głównie na ubraniach i wyszłam z całym naręczem ciuchów z drugiej ręki i nowiutkimi zamszowymi butami, które prezentuję na załączonych zdjęciach :) Czułam ogromną satysfakcję, bo udało mi się zdobyć coś ładnego, taniego i bardzo praktycznego (grube swetry, sukienki, koszulki zimowe, mrrr). Czekam teraz z niecierpliwością na kolejny, tym razem Julemarked (kiermasz bożonarodzeniowy), który jak przypuszczam, odbędzie się w pobliżu mojego domu już w nadchodzący weekend.

English: I confess - I was afraid of the Norwegian winter. The stories circulating around the very cold weather, snowy roads, eternal darkness and still floating around the atmosphere of mystery and horror to cause me stomach cramps and fear of the unknown, and yet inevitably coming. But as usual, "such" stories are just stories, myths and legends. They do not have much connection with truth. Yes - it is cold, but it does not differ too much from the Polish frost. With the exception that occurs in November, when the temperature sometimes drops below 10 degrees Celsius. Roads covered with snow? Of course there are, but you have struggled hard to get onto the highway, which is due to the heavy precipitation of snow closed. I live in the city, so I might not communication paralysis. And what about the eternal darkness? This actually is not just a half-truth, because every day, unfortunately, is getting darker. The sun rises around 9.00 a.m., there is close to 3.00 p.m.. Days are usually very bright but also very short, so whenever I can, I use the charms of the sunny and really beautiful Norwegian winter. The atmosphere of horror and mystery have not experienced here. People are open, nice and helpful, and I feel safe here simply.
 

My familiarization with the new reality looks sometimes better, sometimes worse. However, I see continuing progress. Recently I managed to find some secondhands;) They differ from the Polish, because all work under the common banner - Fretex and there you can buy not only clothes and accessories, as well as kitchen utensils, household appliances, furniture, toys, books, vinyl CDs and other valuable antiques. In one such Fretex I was able to buy... vacuum cleaner. Hahaha, is not a coincidence blog about clothes? :) It is and it is now about to mention clothes. I did not buy any new clothes in Trondheim. I wear clothes that I brought from Poland and still suffer from their deficiency. Therefore, when less than two weeks ago I found a Loppemarked (flea market), no one was able to pull me out of there, until it watched everything. And there was really everything! I focussed mainly on clothes and left the whole armful of clothes from second hand and brand new suede boots, that are presented in the pictures:) I felt great satisfaction, because I managed to get something nice, cheap and very practical (thick sweaters, dresses, warm T-shirts, mrrr). I'm waiting impatiently for another, this time Julemarked (Christmas market), which I presume, will be held near my home as early as this weekend.
Ania





fot. Piotrek

wtorek, 2 listopada 2010

Secondhandholic

Uwielbiam lumpeksy! Niestety w Trondheim jeszcze żadnego nie znalazłam, co trochę mnie martwi, bo powoli zaczyna mi brakować tego cudownego, relaksującego przeszukiwania sklepów z używanymi ciuchami. Czasem wydaje mi się, że ciuchy z lumpeksów są bardziej wartościowe niż te nowe, „ometkowane”. Może to rodzaj obsesji? Ale jak tu nie mieć obsesji, jeśli secondhand to źródło radości, niespodzianki, tajemnicy i satysfakcji ;) Niektórzy kochają antykwariaty, inni pchle targi, a ja jestem i zawsze będę (w tym przypadku mogę się zarzekać) wierną fanką lumpeksów.

Spójrzcie na ten płaszcz – idealny na jesień, prawie w całości wełniany, a tym samym bardzo ciepły. Ma fason z późnych lat 80., do którego zdołałam się przekonać – o ile nikt nie będzie kazał mi go nosić z dżinsami typu „marchewy” czy spódnicą za kolana. Miło się go nosi z obcasami, bo nawiązuje wtedy do słodkich lat 50. A jego cena? Całe 14 zł. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam.

English: I love secondhands! Unfortunately I haven't found any secondhand in Trondheim yet. I am a little worry about that, because I miss that wonderful, relaxing search of second hand clothes shops. Sometimes I wonder that clothes from secondhands are much more valuable than new with labels. Mayby it is some kind of obsession? But how you can not have the obsession, if secondhand is a source of joy, surprise, mystery and satisfaction ;) Some people love antique shops, other people like flea markets and I am and will always (in this case I can swear) the loyal fan of secondhands.

Look at this coat - perfect for autumn, wool and very warm. This style of the late 80's, to whom I became convinced. Fits well with the high heels - it looks as if the sweet 50's. And its price? Only 5 euro. I love, I love, I love.
Ania





fot. Piotrek